Olej kokosowy, nierafinowany, tłoczony na zimno

Olej kokosowy, nierafinowany, tłoczony na zimno1

Dlaczego właśnie olej kokosowy? 

Moja przygoda z tym preparatem rozpoczęła się w ubiegłym roku, jednak słuch o jego dobrym, kojącym działaniu dla naszej skóry i sylwetki słyszałam dużo wcześniej.

Przełom nastąpił po rozmowie z jedną z użytkowniczek, którą spotkałam przypadkowo na znanym portalu społecznościowym. Od słowa do słowa zaczęłyśmy wymieniać się opiniami na temat stosowanych dotychczas kosmetyków do włosów i tak otrzymałam jej recenzję na temat kokosa.

Z zainteresowaniem poszukiwałam informacji na ten temat w sieci, a także encyklopediach medycznych (z medycyną nie mają nic wspólnego, to zbiór książeczek o zdrowiu od A-Z, gdzie odnajduję genialne cuda natury wyciągające nas z wielu opresji).

Lubię wzbogacać swoją wiedzę, dlatego czytuję blogi, fora internetowe, poradniki i wiele innych, by znać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, i głównie dlatego postanowiłam przekazywać tą wiedzę w wszelaki sposób, głównie poprzez pisanie.

Po miłej „pogawędce” w drodze do pracy zaczęłam opowiadać koleżance o ponoć cudownym produkcie, a także o zamiarze jego kupienia. Minęły dwa dni, nadeszły moje urodziny, wspaniałomyślna znajoma o 8 rano w pracy wręczyła mi prezent, zgadnijcie co? Słoik oleju kokosowego!!!!

Cieszyłam się jak szalona, automatycznie wyjęłam łyżkę i spożyłam jedną porcję przed śniadaniem. Smak? Okropieństwo!

Jestem osobą o dość odmiennych upodobaniach, nie jadam masła od wielu lat, jem suchy chleb z dodatkami, po oleju czułam w żołądku smalec, a na ustach do końca dnia ten okropny tłuszcz.

Zapach był genialny! Czułam go pod nosem 24 godziny, intensywnie pachniało kokosem, nie jak wiórki czy batony kokosowe, ten zapach jest zupełnie odmienny.

Kilkukrotnie jeszcze zażyłam olej doustnie mając nadzieję, że poprawi trawienie, pomoże zadbać o zdrowie, etc. Nie czułam się jednak lepiej, ani nawet inaczej. Nie wiem jak zareagował na to mój organizm, ale nie mogłam już znieść tego smaku.

Postanowiłam zacząć smażyć na tym oleju (zwykle smażę na oliwie, lub wodzie, tak wiem brzmi dziwnie, ale żeby nie przywierało do patelni wystarczy parę kropel wody, a dania są naprawdę pyszne i nie tracą zupełnie na smaku!).

Tego dnia smażyłam cebulę do pierogów. Zapach był niesamowity, rozniósł się po całym mieszkaniu gdzie jest piętro i na górze również było czuć tego kokosa! Niesamowity afrodyzjak dla moich zmysłów węchu. Nigdy nie czułam czegoś wspanialszego!

Jednak podczas konsumowania dania na oleju kokosowym…

Nie wiem czy wypada o tym mówić, nie jedliśmy oboje (ja wraz z moim partnerem) gorszego świństwa! I nie jest to wina umiejętności kuchennych, gdyż cebula sam w sobie jest smaczna. Jak można ją zepsuć!?

Dałam zaledwie pół małej łyżeczki od herbaty do smażenia, a cebula była jak łój! Tego tłuszczu na patelni nie było, obtoczył cebulę, po nałożeniu tego na pierogi wparował chyba nawet wewnątrz ich! Wyrzuciłam z talerza tą zasmażkę i konsumowałam suche pierogi, jednak również nie był jadalne. Mój partner jest wszystkożerny, najlepiej smacznie, dużo i tłusto. Mimo to i dla niego było to zbyt wielkie wyzwanie, tłuszcz, którego nie było widać... Nie jestem w stanie słowami opisać Wam mojego rozczarowania. Spodziewałam się, że tak przyrządzane produkty będą smakowały jak na smakowych ziołowych oliwach, jak na przykład na bazyliowej (mojej ulubionej zresztą), będą aromatyczne i smaczne. Zawiodłam się niesamowicie, a pierogi poszły dla psa!

Odstawiłam spożywanie tego oleju raz na zawsze. To uczucie łoju w żołądku, nie jest takie samo jak po wypiciu tranu czy oleju lnianego. Miałam okres w życiu gdzie chcąc zadbać o zdrowie piłam olej lniany, czułam się normalnie, to nie jest moja fobia, uprzedzenie, po prostu ten kokos miał więcej tłuszczu w tłuszczu niż można by się spodziewać.

Postanowiłam używać go bezpośrednio na włosy.

Z początku nie będąc świadomą sposobu użycia wsmarowywałam skostniały olej kokosowy na końce włosów, konsystencja była jak smalec, nie wchłaniał się zbyt dobrze a też zostawały grudki.

Gdy przebudziłam się rano włosy były ulizane, oklapnięte i elektryzowały się jak szalone. Nie mogłam nic poradzić, żądna odżywka, ani pianka nie pomagała, jednak katowałam się tak paręnaście razy z nadzieją na poprawę, której tak naprawdę nie było.

Zrezygnowałam, odpuściłam na jakiś czas, do momentu aż zaczęłam stosować mleko krowie dwu procentowe. Tak moje drogie, tu potwierdzam działanie mleka! Włosy są nie do poznania i to nie tylko po użyciu, nie jest to jednorazowa poprawa, mi mleko odżywiło włosy na stałe!

Przypomniałam sobie o oleju, który leży w łazience biedny, samotny i czeka aż go przygarnę. Po ciepłej w domu zimie, gdzie temperatury były powyżej 20 stopni, często w słoiczku się rozpuszczał, zostawiałam go szczelnie zamkniętego, łudząc się że nic się nie wydarzy. Niestety, w momencie gdy chciałam go użyć nie pachniał kokosem już zupełnie! Czuć było jedynie zapach smalcu.

Zastanawiałam się czy te produkty nie są oszukane, czy to nie jest zwykły smalec z dodatkiem aromatu kokosowego sprzedawany za wyimaginowaną cenę, jednak pomyślałam, ze to mało prawdopodobne tak oszukiwać klientów w specjalistycznych sklepach, gdzie produkty zdrowe mają być zdrowe, bo chodzą tam ludzie z różnymi problemami.

Postanowiłam więc nie przejmować się brakiem zapachu i zacząć mieszać olej z mlekiem.

Około łyżeczki do herbaty rozpuszczałam w garnuszku, bo w międzyczasie wyczytałam, że tak zaaplikowany przyswoi się najlepiej.
Odrobina mleka do kubeczka, kapka oleju i na włosy. Ciepły ręcznik z kaloryfera, 30 minut i spłukuję.

I tak! Może mam ulizane i oklapnięte włosy, ale moje drogie panie! Końcówki gładkie, włosy jednolite! Nie strzępią się od połowy głowy, nie wyglądają jak nastroszona stara ścierka!!! Są delikatne, gładkie i miłe w dotyku!

Niestety nie poprawiło to ich gęstości, wciąż mam tych włosów mało, nie jak kiedyś… Ale wierzę, że na wszystko potrzeba czasu! Wierzę, że jeżeli tak poprawiło kondycję całych włosów, to w końcu i cebulki będą zdrowsze, silniejsze, a dawna gęstość zacznie powracać!

Co najciekawsze, dalej używam prostownicy i nie zrezygnuję z niej prędko, mimo to, włosy są naprawdę zdrowe, czuję je na ramionach! Czuję takie gładkie, „leiste” włosy na ramionach, a był już taki moment, ze mój nastroszony mop odstawał od głowy tak daleko, że nie czułam zupełnie tych włosów. Pomijając fakt, że miałam szopę na głowie wyglądającą jak zdezelowany hełm, tak te włosy były jak nitki, latały w każdą stronę i nie czułam ich! Teraz bez porównania!

Wyglądają na jeszcze rzadsze, bo mając kopułę siana gdy wyprostowałam włosy wygadały się być gęściejsze, ale tylko wydawały… Tak naprawdę były nie dość że cienkie, to bardzo zniszczone, wołały już o moją uwagę, skamlały o pomoc!

Mleko używam już raz w tygodniu, profilaktycznie, ponieważ to nie działa jak odżywka-super wygląda po użyciu a na drugi dzień już lipton, ono regeneruje włosy na stałe! Odżywia, regeneruje, poprawia ich kondycję i wygładza! Nie zapewni Wam szybszego wzrostu włosów (bynajmniej mi), ani też efektu zagęszczenia, ale pozwoli by Wasze włosy ożyły, by znów były silne, mocne i zdrowe!

Dlatego tutaj szczerze mogę polecić używanie mleka wraz z odrobiną oleju kokosowego (olej ten może stać kilka miesięcy, ja mam termin aż do sierpnia bieżącego roku- zakupiony był w październiku, czyli 10 miesięcy trwałości- więc jeden mały słoiczek 200 ml za 20 czy 25 złotych wystarczy Wam spokojnie na cały rok jeżeli chcecie stosować tylko do włosów w proporcjach takich by odżywić, a nie przetłuścić).

Cena słoiczka 200 ml od 20-30 zł, litr wychodzi taniej około 65 zł. Dostępny jest w sklepach ze zdrową żywnością.

Rekomendowane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *